Od pewnego czasu "rosyjska opozycja"...

... wobec „reżimu” Władimira Putina wybrała sobie (lub jej wybrano) Polskę jako miejsce spotkań i konferencji. Tym razem miejscem spotkania był jeden z warszawskich luksusowych hoteli.

Jak informuje Rusłan Szoszym na łamach „Rzeczpospolitej”  „do polskiej stolicy po raz piąty przyjechali przedstawiciele Zjazdu Deputowanych Ludowych. To jedna z frakcji ruchu antyputinowskiego, popierająca walczące po stronie Kijowa rosyjskie formacje ochotnicze, w tym Legion Wolność Rosji. Przedstawiciele „zjazdu” nazywają siebie „deputowanymi”, bo niegdyś w Rosji byli deputowanymi do Dumy, Rady Federacji oraz miejskich i regionalnych parlamentów. Nie przypominało to konferencji czy luźnej dyskusji przeciwników Kremla. Kilkudziesięciu „deputowanych” z przypinkami na ubraniach w biało-niebiesko-białych barwach na wszelkie sposoby starało się zachowywać tak, jak gdyby uczestniczyli w prawdziwych obradach parlamentu. Uważają, że tworzą „parlament na uchodźstwie” i że to oni przejmą władzę w Rosji po obaleniu dyktatora”.

Zauważmy pewien ton szyderstwa w relacji Szoszyna, co wskazywałoby, że nawet ten dziennik uważa te zjazdy za farsę. Tym razem, po raz pierwszy, nadano tej hecy wymiar polityczny wewnątrzpolski, gdyż jednym z mówców był… wicemarszałek Senatu RP Michał Kamiński. Czy był tam jako osoba prywata czy też jako oficjalny przedstawiciel polskich władz? Pytanie retoryczne. Obecność na tym „zjeździe” wicemarszałka Senatu RP jest jednoznacznym sygnałem, że Polska popiera działalność i program tej „opozycji”. Co takiego mówił do zebranych Michał Kamiński? Jeszcze raz oddajmy głos Szoszynowi:

„Uczestników Zjazdu Deputowanych Ludowych w Warszawie poparł wicemarszałek Senatu Michał Kamiński. To najwyższej rangi polski polityk, który dotychczas pojawił się na „zjeździe” rosyjskich działaczy od ich pierwszego spotkania w podwarszawskiej Jabłonnie w listopadzie 2022 roku. Przemawiał po rosyjsku (…) Czy to oznacza, że większość parlamentarna w Polsce popiera tych przeciwników rosyjskiego dyktatora, którzy stawiają na walkę zbrojną z Kremlem?

– Większość parlamentarna ma pozytywny stosunek do opozycji rosyjskiej, A jakie metody przyjmuje ona w swojej walce, pozostaje jej sprawą. Trudno, żebyśmy źle oceniali tych Rosjan, którzy dzisiaj walczą po stronie Ukrainy. To są bohaterowie i tak ich ocenia również strona ukraińska – mówił. – Jasne, że Polska nie może popierać akcji zbrojnej, bo to nie jest rolą państwa polskiego. Natomiast głębokim interesem narodowym Polski jest szacunek dla bohaterów, poparcie dla opozycji rosyjskiej i idei wolnej Rosji. To daje nam argumenty w rozmowie z Zachodem, że nie jesteśmy oszalałymi rusofobami i nie chcemy tam wszystkiego zniszczyć i zalać wodą. Pokazujemy Zachodowi, że mamy plan na Rosję – zakończył”.

Dawanie poparcia takim akcjom politycznym przez przedstawiciela polskich władz nie jest więc już sprawą, wobec której można przejść do porządku dziennego. Poprzednio można było się tłumaczyć tym, że to były imprezy prywatne, sale wynajęte, a polskie władze nie mają z tym nic wspólnego. Ale teraz już tak nie będzie można mówić. Polska utrzymuje nadal stosunki dyplomatyczne z Federacją Rosyjską, mamy swoją ambasadę w Moskwie, a Rosja w Warszawie, co oznacza, że Polska powinna uznawać, że władze Federacji Rosyjskiej są legalne, i rządzi tam Prezydent i wybrane organy przedstawicielskie. Jakie to są władze i jak rządzą, to jest wewnętrzna sprawa kraju, z którym utrzymuje się stosunki dyplomatyczne. To jest standard. Taka relacja, oczywiście, zachodzi, czy powinna zachodzić, w obie strony. Jednak to Polska a nie Rosja organizuje na swoim terytorium zjazdy „opozycji”, która wprost nawołuje do obalenia Prezydenta Rosji, do rozczłonowania państwa na mniejsze jednostki, popiera w wojnie Ukrainę i żąda oddanie jej Krymu.

Z tego punktu widzenia obecność Michała Kamińskiego na „zjeździe” opozycji rosyjskiej jest złamaniem podstawowych reguł obowiązujących w relacjach między państwami, jest też kolejną prowokacją dyplomatyczną, tym bardziej bulwersującą, że – jak już wspomniałem na początku – Polska utrzymuje stosunki dyplomatyczne z Rosją, z Rosją rządzoną przez Władimira Putina a nie np. przez Garri Kasparowa. Jeśli panu Kamińskiemu to się nie podoba, to jego sprawa, ale jako wicemarszałek Senatu nie ma prawa brać udziału w przedsięwzięciach tego typu, co omawiany tutaj „zjazd”. To, że przed laty Michał Kamiński był reprezentantem nurtu, który radykalnie przeciwstawiał się wejściu Polski do UE i NATO, nie ma oczywiście obecnie większego znaczenia, to tylko okazja do dyskusji temat ludzkich słabości i oportunizmu.

Jest jeszcze jedno zasadnicze pytanie. Kto finansuje działalność „rosyjskiej opozycji”? Oficjalnie tego nie wiemy. Inne pytanie brzmi – kim są jej członkowie  i jakie są motywy ich działania? Swego czasu, w epoce wczesnego ZSRR – tamtejsze służby specjalne po prosu kreowały radykalnie antybolszewickie organizacje (słynna operacja TRUST), które na Zachodzie były przyjmowane z nadzieją na szybkie „obalenie bolszewizmu”. Jedna z takich organizacja, monarchistyczna, pojawiała się nawet w Polsce w roku 1923, entuzjastycznie pryzmowana w niektórych antykomunistycznych kręgach. Ministrem spraw zagranicznych był wtedy Roman Dmowski, który jednak kategorycznie odmówił spotkania z jej reprezentantami, nie dlatego, że wiedział, że to prowokacja GPU, ale dlatego, że uznawał, że władzę w Rosji sprawują bolszewicy i to, że będą tam rządzić długo. Wdawanie się więc w gry z „monarchistami’ uznawał za bezcelowe i szkodliwe. Michał Kamiński, jak widać, mimo że ponoć wychowany na Dmowskim, postąpił odwrotnie. Nie wiem oczywiście, że czy i ta „opozycja” (lub jej część) obradująca w Warszawie to produkt służb rosyjskich, ale nie można tego wykluczyć.

Ale byłoby uproszczeniem twierdzenie, że tak jest w 100 procentach, albowiem istnieją przesłanki, że w tym procederze maczają palce i inni „szatani”, a więc zachodnie służby, ukraińska SBU, wreszcie George Soros. Weźmy jedną z „gwiazd” tej „opozycji”, czyli Ilię Ponomariowa. B. komunista, potem w opozycji do Putina – po 2014 roku wyjechał z Rosji na Ukrainę. Jak podała prasa rosyjska, a prawdziwości tej informacji nie kwestionował np. portal Defebnce24, w 2015 roku „amerykański miliarder George Soros powierzył mu zadanie nadzorowania wydobycia gazu łupkowego w Polsce i na Ukrainie. W jego dyspozycji ma znaleźć się kwota 150 mln USD”. W tym zbożnym dziele miał go wspierać „nowy gubernator Odessy Micheil Saakaszwili”. No i chyba jesteśmy w domu.

https://myslpolska.info/2024/03/22/farsa-czy-dywersja/

Jan Engelgard